Cóż, wiedza techniczna i zaangażowanie w pracę jest i błogosławieństwem, i przekleństwem. Wszędzie widzimy inspirację. Często bezwiednie, wręcz instynktownie, zauważamy pewne detale. Trzeba je wtedy szybko uwiecznić, żeby moment natchnienia nie umknął... i w takich okolicznościach nic nie zastąpi szkicownika, kartki papieru, serwetki w restauracji. Idea zostaje złapana. Jeszcze niedoskonała, jeszcze wręcz prymitywna, ale jest! Ostatni "projekt na serwetce" przywiozłem z masajskiej wioski na granicy Tanzanii i Kenii. Dzień jak co dzień w buszu - właśnie polowałem na lwy (zamiast sztucera miałem oczywiście wysłużony Nikon z obiektywem długoogniskowym), kiedy na drodze naszej wyprawy wyrósł eukang - typowa masajska zagroda. Nie mogłem odmówić sobie przyjemności odwiedzania znanych mi z lektur tubylców. To ludzie dumni, ale gościnni. Tłumnie wyszli przed prymitywne ogrodzenie i śpiewem zapraszali nas do złożenia wizyty. Krótkie negocjacje cenowe - i znaleźliśmy się w środku. Ja sam byłem już najlepszym przyjacielem Wodza, który z szerokim uśmiechem objaśniał mi uroki i tajemnice ich kultury, posługując się płynną angielszczyzną.

Wszystko było dla mnie ciekawe, dociekałem szczegółów życia codziennego, obyczajów, tradycji plemiennych. Wkrótce jednak dało znać o sobie moje "skrzywienia zawodowe". Zaciekawiło mnie, jak jest wyposażona manyatta - owalna chata masajska. Choć trochę obawiałem się, że groźnie wyglądający wojownicy wywiozą mnie za płot na pastwę dzikiej zwierzyny lub przynajmniej utoczą świeżej krwi do rytualnych obrzędów, nieśmiało zapytałem, czy mogę wejść do środka. Na szczęście Wódz był do mnie pokojowo nastawiony. Nieodmiennie szeroko uśmiechnięty, otworzył "drzwi" i już mogłem przyzwyczajać wzrok do panującego w bardzo schludnym wnętrzu półmroku.

Pomiędzy szerokimi posłaniami, przykrytymi wzorowo pledem, stało palenisko kuchenne opalane drewnem, przy którym poukładane były naczynia. Zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu wyciągu. Ze zdziwieniem spostrzegłem, że jedynym otworem wywiewnym jest umieszczony w ścianie lufcik o wymiarach 14x14. Był to jednocześnie świetlik, przez który wpadały do środka promienie słoneczne. Natomiast w rogu pokoju, nad łóżkiem, dojrzałem otwór w ścianie i... doznałem olśnienia. Była to idealna czerpnia powietrza, średnicą idealnie pasująca do koncepcji kratki nawiewnej systemu FLOW, którą od kilku lat miałem w głowie. W tym momencie zaczął mi się krystalizować projekt.

Przyznaję, że od tej chwili opowieści starego Masaja docierały do mnie jak przez mgłę. Myśli były już zajęte techniką wentylacyjną - udawało mi się powoli układać klocki systemu nawiewno-wywiewnego, który od kilku lat był zaledwie ideą.

Podziękowałem za miły pobyt i pędem wróciłem do swojego luksusowego namiotu. Nad rdzawo-brunatną rzeką Mara, w towarzystwie pływających hipopotamów, zacząłem pierwsze szkice. Niczym dawny odkrywca Czarnego Lądu, z zapałem uwieczniałem poczynione obserwacje, nic sobie nie robiąc z bezlitosnych moskitów Nie zauważałem ich, zatopiony w pracy, której efektem były pierwsze szkice, jeszcze zupełnie bezwymiarowe. Wiedziałem, że właściwy projekt powstanie już w biurze - w oparach aromatycznej tanzańskiej kawy, krok po kroku, z afrykańskich szkiców wyłonią się końcowe kształty urządzenia, a przed oczami będą się przesuwać wciąż żywe obrazy z masajskiej chaty. Dziękuję, Wodzu...

 

Fot. Krzysztof Nowak Uniwersal

Tuż przed spotkaniem z Masajami

Fot. Krzysztof Nowak Uniwersal

W tle chata Wodza

Fot. Krzysztof Nowak Uniwersal

Kwadratowy otwór w glinianej chacie Wodza Masajów czyli wentylacja nad otwartym paleniskiem

Fot. Krzysztof Nowak Uniwersal

Jeszcze gorące palenisko - bez rury spalinowej

Flow

Flow

Flow

Krzysztof Nowak blog

Tekst i foto: Krzysztof Nowak
Uniwersal Sp. z o.o., www.uniwersal.com.pl
www.facebook.com/pages/Uniwersal-Sp-z-oo